To coś w śniegu - Sean Adams - recenzja




„To coś w śniegu” Sean'a Adams'a to prowokująca do myślenia książka o niezwykłym klimacie.

W otoczonym warstwami śniegu Instytucie Północnym przebywa zaledwie czwórka osób. Hart, jego dwójka podwładnych - Cline i Gibbs, oraz nieuchwytny Gilroy. Ten ostatni to jedyny pozostały w Instytucie naukowiec; reszta badaczy została ewakuowana, zanim kierowany przez głównego bohatera zespół administracyjny został przydzielony do pracy w już opuszczonej placówce badawczej. Grupa co tydzień dostaje nowe, często wręcz banalne zadania do wykonania - mają upewnić się czy drzwi nie skrzypią, a krzesła są w dobrym stanie.

Długie miesiące dającej się we znaki rutyny oraz monotonii zostają przerwane w momencie, gdy jedno z nich dostrzega coś w śniegu. Od tej chwili, myśli każdego z trójki zdają się krążyć jedynie wokół tajemniczego przedmiotu za oknem.
Zamknięci w czterech ścianach nie mają zbyt wielu możliwości działania, a to z kolei prowadzi do wolno rozgrywającej się akcji lektury, gdzie bohaterowie spędzają kolejne dni na wypełnianiu raportów i snuciu domysłów.

Książka „To coś w śniegu” nie przypadnie wszystkim do gustu, jednak osobiście uważam, że jest warta przeczytania. Z pewnością sprawdzi się jako lektura na zimowe wieczory, gdy na zewnątrz widać jedynie bezkresną biel.






Natalia








Książka wydana przez Wydawnictwo



Komentarze