Milcząca żona - Karin Slaughter - recenzja

„Milcząca żona”
to dziesiąty z serii tom powracający do postaci śledczego, Willa Trenta. Osobiście czytałam tylko tę część, więc ta recenzja nie będzie brała pod uwagę innej twórczości Karin Slaughter.

Podczas zamieszek w stanowym więzieniu w Georgii skazany za posiadanie pornografii dziecięcej Daryl Nesbitt oznajmia, że przypisywane mu przed laty zbrodnie są dziełem mordercy, który wciąż jest na wolności. Na pierwszy rzut oka nic w tym dziwnego, w więzieniach wielu jest ludzi, którzy twierdzą, że zamknięto ich przez pomyłkę, ale coś w zeznaniach Nesbitta nie ma dla głównego śledczego sensu. Skoro Nesbitt jest winny popełnionych czynów, to dlaczego po jego zamknięciu brutalne gwałty i morderstwa nie ustały? Dodatkowo więzień przysięga, że za morderstwami stoi nieżyjący od kilku lat, doskonały, czysty jak łza Jeff Tolliver, mąż obecnej narzeczonej Willa. A tymczasem giną kolejne kobiety.

Szukając pomysłu na to, jak zacząć tę recenzję, zaczęłam przeszukiwać Internet, by dowiedzieć się, co inny czytelnicy myślą o „Milczącej żonie”. Sama nie dobrnęłam do końca, więc można się domyślić, jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że ogólna ocena waha się między 7 i 8 na 10 punktów. Znalazłam bardzo niewiele negatywnych opinii. Muszę przyznać, że na początku książka mnie wciągnęła. Styl pisania wydawał się naprawdę ciekawy, sam opis mnie bardzo zachęcił, a pomysł połączenia i porównania teraźniejszości z przeszłością wydawał się naprawdę kuszący. Jednak gdy zaczęłam zagłębiać się w historię Willa oraz śledztwa, które miał przeprowadzić, nie byłam w stanie się odnaleźć. Akcja, która miała być kryminałem, zaczęła przypominać telenowelę. Cała sprawa, wokół której miała się kręcić fabuła została, zepchnięta na dalszy plan na rzecz problemów sercowych głównego bohatera i jego partnerki. Możliwe jest, że gdybym była zaznajomiona z całą serią, przyjęłabym to inaczej, jednak jako osobny kryminał ta książka nie jest w stanie się obronić. Bardzo się znudziłam podczas lektury, a przy okazji stylistyka stopniowo zaczęła się charakteryzować „laniem wody”. Czytania nie ułatwiały błędy - literówki, powtórzenia.

Podsumowując, spotkanie z twórczością Slaughter w tym wydaniu nie zachwyciło mnie, wręcz przeciwnie. Całość, jak na pisarkę z podobno dobrym warsztatem była nudna, a momentami nawet kiczowata. Kiedyś może zdecyduję się na rozpoczęcie lektury pierwszego tomu z serii autorstwa Karin Slaughter, jednak dzisiaj nie polecę nikomu, aby sięgnęli po „Milczącą żonę".





MaRy, lat 18



Książka wydana przez Wydawnictwo



Komentarze