Zemsta i przebaczenie - Eric-Emmanuel Schmitt - recenzja


Tę książkę niezaprzeczalnie otwierałam z entuzjazmem. Najpierw spójrzmy na okładkę – dwa splecione warkocze, dwie dziewczyny złączone ze sobą dziwnym węzłem włosów. Patrzą w przeciwnych kierunkach, opuściły ramiona. Pozorna bliskość zdaje się tylko je od siebie oddalać, początkowe wrażenie zespolenia mija po kilku sekundach. 

Taka właśnie jest proza Erica-Emmanuela Schmitta. Za pozornie prostymi historiami kryją się w niej emocje, drobny szczegół uwalnia reakcję łańcuchową, która obnaża epicentrum każdego dramatu – człowieka. Fascynacja ludźmi u tego pisarza wręcz nie ma granic, a przypisane im opowieści często wystawiają na próbę delikatne części ludzkiej psychiki. Mogłam się spodziewać lektury subtelnej i intrygującej jednocześnie, twórca natomiast wystawił moje oczekiwania na próbę.

Cztery historie zamknięte w najnowszym tomie pt. „Zemsta i przebaczenie” (tutaj) podążają ścieżką rozpiętą przez ten dość uniwersalny temat. Mamy tu zmagania uczuciami wobec z najbliższych, mamy długą historię dojrzewającego okrucieństwa i dobroci, poświęcenie i bolesną naukę godzenia się z prawdą o sobie. Ta gama silnych emocji nie powinna dziwić nikogo, kto wcześniej zapoznał się z twórczością tego francuskiego pisarza. Zapewne zrozumiałe będą również nawiązania do innych dzieł, pochodzących chociażby z kanonu literatury dziecięcej czy opery, czy w końcu sposób przedstawienia postaci, jakby wygenerowanej w pojedynczych kadrach, dopiero szukającej ostatecznej spójności. Nie, tym razem Schmitt zdecydowanie nie postawił na zaskoczenie czytelnika.

A jednak, jakby mimochodem, delikatnie kreśląc szczegóły i rysując oszałamiająco realny (a przecież tak nierealny) obraz świata, jego historia wciąż przyciąga. Trudno się od niej oderwać, trudno pozostawić ją bez refleksji, nawet jeśli czasami wydaje się przesadnie naiwna, zbyt prosta. Schmitt nawiązuje dialog z myślą czytelnika, umyślnie podsuwając mu pewne wnioski i zaprzeczając im, gdy tylko wyda mu się to właściwe. W pewnym momencie lektury można zdać sobie sprawę z gry prowadzonej przez pisarza z odbiorcą.

Studium bliskości, przedstawione na cztery sposoby na różnych płaszczyznach i w kompletnie odmiennych od siebie wydaniach, to w przybliżeniu obraz najnowszego dzieła pisarza. Nie znajdziemy tu Oskara ani Pani Róży, nie wyjrzy do nas Pan Ibrahim. Wbrew pozorom historie zawarte w tej książce są bardziej dynamiczne i snują historię sztuki wyboru, któremu można podporządkować życie. 


Czy mogę ją polecić?

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłam to tak, zdecydowanie. I z czystą przyjemnością.




Weronika, lat 18



Za książkę dziękujemy Księgarni Internetowej

https://www.gandalf.com.pl


Komentarze