Najdłuższa podróż - Nicholas Sparks - recenzja

"Najdłuższa podróż" Nicholasa Sparksa zaczyna się spokojnie. Ira Levinson, 91-letni staruszek, opowiada o swoim dzieciństwie. W tym momencie pomyślałam, że książka szybko mnie znudzi. Nic bardziej mylnego.

Mężczyzna ulega wypadkowi samochodowemu w środku zimy 2011 roku. Samochód wpada do rowu. Uwięziony i ranny staruszek, licząc na ratunek, wspomina całe swoje życie. Sama jego historia nie byłaby niczym szczególnym, gdyby nie drugi wątek tej powieści. Studentka ostatniego roku historii sztuki, Sophia, poznaje ujeżdżacza byków - Luke'a. Mogłoby się wydawać, że to kolejne romansidło, jednak tak nie jest. Z każdym kolejnym rozdziałem historia tej pary stawała się coraz bardziej niesamowita i wyjątkowa.

Rozdziały przemyśleń Sophii i Luke'a przeplatają się ze wspomnieniami Iry Levinsona. Romansidło niepodobne do innych, jednak równie przyjemne do czytania. Książka idealna na wakacje do czytania na hamaku czy na plaży. Są chwile wzruszeń, melancholii ale także i strachu. 


Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić, to to, że wątki mogłyby być bardziej ze sobą powiązane. Przez większość książki zastanawiałam się, co ma wspólnego jedna historia z drugą. W końcu się dowiedziałam, jednak według mnie powinno to stać się szybciej. Mimo tej wady, powieść wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. 

Bardzo szybko się czyta i to zasługa wciągającej fabuły. Polecam ją wszystkim kobietom lubiącym romanse i amerykański klimat w książkach :)


Zosia, 18 lat
Książka wydana przez Wydawnictwo Albatros

Komentarze