Bez odwrotu - Tess Gerritsen - recenzja

Tytuł „Bez odwrotu” przyciąga uwagę i od razu wskazuje, że tu będzie coś się działo. Chociaż na początku może się wydawać inaczej. Kolejna książka Tess Gerritsen z charakterystyczną czarną okładką rozjaśnioną kolorowym motywem (tym razem błękitnym) rozpoczyna się podobnie jak inne jej powieści, jakby od niechcenia.

Ciemność i deszcz, jazda samochodem, trzydziestokilkuletnia Cathy, trochę rozczarowana własnym życiem i brakiem własnego dziecka, i nagle pod koła auta wpadł nieznany mężczyzna, jak to się mówi, pojawiający się znikąd. Kobieta nie zdążyła zareagować, nie mówiąc już o zahamowaniu. Po wymianie kilku zdań odwiozła go do szpitala, a tam wyszło na jaw, że zanim Cathy w niego uderzyła, ktoś wcześniej zranił już owego człowieka.

Victor Holland, jak nazywał się potrącony człowiek, dość szybko opuścił szpital i pojawił się u Catherin, twierdząc, że podczas jazdy z miejsca wypadku ukrył coś ważnego w jej samochodzie.

Bohaterka nieoczekiwanie została wplątana w śmiertelną grę. Dalej akcja toczy się dość schematycznie, ale dość dynamicznie, w tzw. stylu amerykańskich filmów o dobrych i złych ludziach. Według mnie, jest dość ciekawa, lecz nie tak intrygująca jak chociażby fabuła „Osaczonej”, również Tess Gerritsen.



 

Zuzia, lat 17




Książka wydana przez Wydawnictwo

http://www.harpercollins.pl

Komentarze