Mój przyjaciel kot - Britt Collins - recenzja

Britt Collins to brytyjska dziennikarka. Pracowała jako wolontariuszka w rezerwatach dla zwierząt na całym świecie. Pisze artykuły poświęcone okrucieństwu wobec zwierząt, dzięki którym udało się zebrać setki tysięcy dolarów na rzecz międzynarodowych fundacji pomagającym zwierzętom. Właśnie przeczytałam jej książkę opisującą historię pewnej kotki i zagubionego człowieka. Mój przyjaciel kot przedstawia wydarzenia, które miały miejsce naprawdę w Stanach Zjednoczonych.

Michael King „Węszyciel” żyje na ulicy, właściwie nie ma w życiu żadnego celu oprócz włóczenia się po różnych miastach Ameryki i żebraniu na kolejną porcję alkoholu. Do czasu aż odnajduję ranną kotkę, której nadaje imię Tabor. Nagle z dnia na dzień staje się odpowiedzialny na inną istotę i jak się okazuję, jest w stanie dla niej zmienić i poświęcić wiele w swoim życiu. Michael podróżuje co roku z Portland do Kalifornii, by uciec przed zimą i mrozem. W swoją podróż zabiera Tabor...

Ron Buss prowadzi mały biznes muzyczny. Jest bardzo wrażliwym człowiekiem. Zajmuje się dwoma kotami Matą Hairi i Cretą, które znalazł porzucone jak miały dwa tygodnie i zajął się nimi troskliwie. Wiedzie spokojne życie. Nagle, któregoś dnia Mata znika, Ron zrozpaczony szuka jej wszędzie, o wyrządzenie krzywdy kotce podejrzewa swojego sąsiada. Zrobi wszystko, by się dowiedzieć, co stało się z Matą...

W książce zagłębiamy się w życie obu mężczyzn. Moje największe zainteresowanie zbudzał los Michaela i jego bezdomnych przyjaciół. W książce znajdujemy opis, jak postrzega ich otoczenie, jak często stają się „niewidzialni” dla reszty społeczeństwa. I jak zwykła kotka może zmienić sytuacje. Nagle Michael jest zagadywany, chętniej obdarowywany przez przechodniów, karmą dla kotów, pieniędzmi czy dobrym słowem. Co mnie zaskoczyło to to, że bezdomni mają telefony i dostęp do mediów społecznościowych, by mogli kontaktować się z rodziną i znajomymi, a w razie potrzeby wezwać pomoc. Często też na ulice trafiają ludzie młodzi i bardzo trudno wyjść im z bezdomności bez niczyjej pomocy.

Dzięki lekturze tej książki dowiadujemy się, że koty nie są gorsze od psów. Swoją mądrością mogą zadziwiać i pomóc człowiekowi, zmagającemu się z depresją. Choć z drugiej strony uważam (zaznaczam, że sama mam zwierzęta w domu i bardzo je lubię), że przepisywanie im zbyt ludzkich cech i zachowań za przesadę.

Trochę męczył mnie styl autorki, powtórzenia, zbyt długie zdania. Chwilami lektura mnie nużyła. Miałam wrażenie, że potencjał tej historii nie został wykorzystany.  Autorka apeluje pod koniec o pomoc bezdomnym zwierzętom. Podkreśla, jak ważne jest byśmy adoptowali zwierzęta ze schronisk.


Książka kierowana do miłośników zwierząt zwłaszcza kotów.





Edyta, lat 17






Za książkę dziękujemy księgarni internetowej





Komentarze