Niepokój przychodzi o zmierzchu - Marieke Lucas Rijneveld - recenzja


Biorąc do rąk „Niepokój przychodzi o zmierzchu” Marieke Lucas Rijneveld liczyłam, że zagłębię się w ciekawej lekturze z dreszczykiem, stanę się uczestnikiem zagadkowego opowiadania, pełnego tajemnic i ciekawych zdarzeń. Książka ta jednak okazała się całkiem inna niż moje wyobrażenie o niej. To opowieść o stracie bliskiej osoby, o bólu i tęsknocie, o próbie radzenia sobie z żałobą — co więcej, jest to historia widziana oczami dziecka, młodej osoby, która, pozostawiona sama sobie, na różne sposoby próbuje oswoić się z dramatycznymi sytuacjami, jakie zachodzą w jej otoczeniu.

Akcja utworu rozgrywa się w holenderskiej, protestanckiej, bardzo konserwatywnej rodzinie Mulderów, którą doświadcza szeregu nieszczęśliwych zdarzeń. Wszystko zaczyna się od wypadku i śmierci najstarszego syna, Matthiesa. Rodzice oraz ich pozostała trójka dzieci: Obbe, Hanna i Budrysówka nie potrafią rozmawiać o tym, co się stało, nie umieją być dla siebie nawzajem wsparciem, wręcz przeciwnie - dramat, który ich dotyka, staje się początkiem rozpadu rodziny, rozkładu wartości, emocji i relacji między nimi. Cały ten proces zostaje przedstawiony bardzo mocno, wręcz dosadnie. Autorka nie uznaje tematów tabu - zamieszcza opisy zachowań i myśli młodych bohaterów dotyczące ich dojrzewania, okaleczania siebie i innych oraz seksualności w mało delikatny, według mnie, wręcz brutalny sposób. Zachowanie dzieci wynika jednak z braku zainteresowania ich życiem ze strony matki i ojca. Jest to nie tylko próba zwrócenia na siebie ich uwagi, ale także chęć poczucia czegokolwiek i metoda na ukojenia bólu. A wydawałoby się, że głęboko wierząca rodzina właśnie w Bogu i modlitwie odnajdzie drogę do pogodzenie się ze śmiercią bliskiej osoby. Nic bardziej mylnego - wygłaszane przez rodziców sentencje z Pisma Świętego, zamiast pomagać, tylko pogłębiają smutek oraz sprawiają, że Mulderowie zatracają się w swojej rozpaczy i zamykają we własnym wnętrzu. Rodzice nie rozumieją, dlaczego dotknęło ich nieszczęście. Tak bardzo skupiają się na własnym bólu, że przestają interesować się pozostałymi dziećmi, nie myślą o tym, że im także jest źle, że one również straciły brata i próbują uporać się z towarzyszącym im cierpieniem. W domu panuje zimna, wypełniona ciszą atmosfera. Każdy żyje we własnym, ponurym świecie.

Trudno mi jednoznacznie ocenić powyższą lekturę. Na pewno jest to książka bardzo emocjonalna i mimo że chwilami miałam ochotę przestać ją czytać, to brnęłam dalej, w nadziei na pozytywne zakończenie. Z pewnością jest to też pozycja, o której można długo rozmawiać i doszukiwać się w niej głębokich treści. Trudno odmówić jej również pewnej budzącej ciekawość dziwności. Poza tym, nie podlega dyskusji, iż głęboko zapada ona w pamięć, zmusza do refleksji. Osobiście jednak uważam, że jest to historia opowiedziana zbyt dosłownie, brutalnie. Dla mnie to zbyt wiele.



 
 
AHL
 
 
 
Książka wydana przez 
 


 
 
 

Komentarze