Armadillo - Bartosz Orlewski - recenzja

Tytuł powieści kojarzy się ze spaghetti-westernami, po pierwszych stronach z seriami opowieści o wampirach, później z amerykańskimi powieściami drogi, ale też z obrazami z filmów Quentina Tarantino – swoisty zlepek elementów w historii niesamowitej przeznaczonej dla fanów gatunku, chyba zwanego weird fiction.

Wszystko zaczyna się niby klasycznie, od „Prologu", ale z dodatkiem "2016", co już zapowiada mało realistyczne wątki. Potem akcja rozgrywa się w żywym tempie, a narracja prowadzona jest z punktu widzenia nieziemskiej istoty (a nawet nie tylko jednej) posiadającej jednak sporo cech, a zwłaszcza odczuć żywych ludzi. Toczy się wiele rozmów przypominających rozmowy z amerykańskich filmów sensacyjnych. Akcja przebiega w podobnym stylu: magia i czary, porwanie, Czarna Księga, piękne wiedźmy, nieco erudycyjnych „wstawek” i odjazd w „siną dal” – to na pewno niejednemu odbiorcy przypadnie do gustu. Książka spodoba się miłośnikom prozy tego typu, ale – ze względu na swoją specyfikę - raczej nie przyciągnie szerszego grona czytelników.

ZJ


Książka wydana przez Wydawnictwo


Komentarze